Zespół Szkolno - Przedszkolny w Gruszowie:  szkolagruszow.com 

STRONA GŁÓWNA

Antoni DEJ

Władysława PIETRUSZKA

Wspomnienie o Janie TYLCE

>Wspomnienie o nauczycielce Marii ZRAZIK

Moje serce wciąż jest w Gruszowie... - Jolanta Nowak

Wieś rodzinna wzywa...
- Stanisława Baraniec

Ks. kanonik Kazimierz Puchała

Karol Wierzgoń

Dzwonnik

GALERIA - ocalić od zapomnienia.

kontakt


Maria ZRAZIK


Wspomnienie

"Ludzie Gruszowa...To nie będzie o ludziach dokładnie z Gruszowa, ale takich, którzy się w historię lokalną wpisali.

W okresie wojennym, do roku 1947 w gruszowskiej szkole pracowała nauczycielka, a potem kierowniczka Anna Zrazik. W latach 1945-1947 razem z nią pracowała tam jej siostra Maria.
Tej nauczycielce, która szczególnie zapisała się w mojej pamięci, po latach tych kilka słów poświęcam.
Urodziła się w roku 1912 w Zatorze, Ukończyła jeszcze przed wojną Seminarium Nauczycielskie. We wspomnieniach dziecka, a potem człowieka, który po latach umiał zrozumieć jej działania pedagogiczne została jako nauczycielka "z bożej łaski". Trzeba pamiętać, że czas wojny i powojenny był dla Gruszowa okresem biedy. Trzeba było płacić podatki, oddawać "kontyngenty", daniny na rzecz okupanta, m.in. bydło. Zamiast krów ludzie hodowali więc kozy, które nie podlegały konfiskacie. My, dzieci chodziliśmy bardzo biednie ubrani. Zimą mieliśmy buty na drewnianych podeszwach, tzw. "drewniaki". Robił je niezapomniany Jan Foszczeński "spod Kościoła" z jakichś prymitywnych okrawków. Niech pamięć o tym fantastycznym człowieku będzie święta. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni chodziliśmy boso, nawet do szkoły i do kościoła. Swoją drogą była to atrakcja. Mydło produkowano chałupniczo, ale my te brudne nogi myliśmy błotem zbieranym w potoku, nie wiem jak to nazwać ten szlam potokowy. Od czasu do czasu ktoś potajemnie zabił świnię, i to było w rodzinie konsumpcyjne święto. Warto wiedzieć, że za to w razie ujawnienia szło się do Auschwitz, czyli do Oświęcimia. Były takie przypadki! Śniadania, które przynosiliśmy do szkoły to był chleb domowego wypieku.
Po wojnie nie było łatwiej. I na taki grunt trafiła Pani Maria Zrazik. Chciała tam wnosić cywilizację... Popołudniami zbierała dzieci na edukacyjne spacery po łąkach, ale na ogół rodzicom się to nie podobało, bo dzieci miały paść krowy a nie włóczyć się z nauczycielką bez potrzeby. Ale jedno wywalczyła: kiedy popatrzycie na nasze zdjęcie komunijne, a jest tam w albumie, to zobaczycie, jak jesteśmy pięknie ubrani. To nasza Pani wymogła na rodzicach, aby do komunii dzieci były ładnie i nowocześnie odziane. Po komunii zorganizowała skromne, bo jakież mogło być inne, przyjęcie. Pan Budyn przygrywał na harmonii. To było coś nowego.
Na zdjęciu widać nas i nasze Mamy. Znakomity obrazek ludzi minionego Gruszowa. Jakież te nasze Mamy były jeszcze młode, jakie piękne. Pamiętam też anegdotę: Jej siostra Anna miała pieska Ryfkę. Nasza Pani nie znosiła tego kundelka. Nazywała go Morajconka. Kiedy piesek zdechł, został "pochowany" w przyszkolnym ogródku ku cichej radości i Pani i nas...
W roku 1948 Pani Maria wyprowadziła się do Krakowa. Mimo wszystko w Gruszowie czuła się samotnie. Była nauczycielką "miejską". Mieszkała z rodziną drugiej siostry, a potem miała skromne mieszkanko. Pracowała jako referentka w Kuratorium Okręgu Szkolnego. Żyła biednie i skromnie. Niektórzy życzliwi gruszowianie wspierali ją nawet materialnie i żywnościowo. Zawsze pamiętała gruszowskie dzieci, wypytywała o ludzi. Żyła samotnie. Przez wiele lat utrzymywałem z nią raz rzadsze, raz częstsze kontakty. Była osobą bardzo pobożną i dzięki temu działała w kręgach inteligencji katolickiej Krakowa. Oto fragment jej listu z 19 marca 1976 roku.
"Byłam na autorskim spotkaniu z Brandstetterem. W dyskusji zapytałam o zdanie dot. osoby Panasa i jego książki "Według Judasza" i Biblii... W innym dniu wysłuchałam recytacji poematu "Krzyk ostateczny" o Tuwimie. Było mi dziwnie smutno. Ten człowiek walczył z sobą do końca. I pamiętam go żywego, gdy we Lwowie zaproszono go do szkoły, w której pracowałam. Uczniowie zachowywali się źle. Był wtedy początek antysemityzmu. Fala szła z Niemiec. Kierownictwo zachowywało się wzorowo".

Znała się z księdzem Tischnerem, i jego rodziną, z profesorami Uniwersytetu, z aktorami.
"Siostra ma pełno pamiątek z Gruszowa. I ja też mam" - pisze.
Korespondowała z misjonarzami z odległych stron świata, wiele tej korespondencji: listy, zdjęcia, drobne precjoza trafiły w moje ręce. Była człowiekiem nadzwyczaj uczciwym i prawym, takim trochę "z innej planety". W Kuratorium cieszyła się wielkim poważaniem. Niestety, z biegiem lat tępiał jej słuch, pod koniec życia była już zupełnie głucha. Zamieszkała w zakonnym domu pomocy. Zmarła w latach 90-tych i pochowana jest na cmentarzu w Zatorze wśród członków rodziny, za którymi zawsze tęskniła.

Niech te kilka słów pozostanie po tej pięknej Nauczycielce. A przecież żyją, na szczęście w Gruszowie moi koledzy i koleżanki, którzy są na tym komunijnym zdjęciu. Może by coś dodali. Na pewno wiele też by mogła powiedzieć Pani Stanisława Barańcowa.

autor: Franciszek LISOWSKI

Design by SZABLONY.maniak.pl.